Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby stanowczo coś wybrać, a czegoś się wyrzec. Raz, dwa, trzy! to mam i w garści trzymam, a płacę tamtem, czego się już wyrzekam...
— Właśnie też; takie wybory, wyrzekania się i płacenia jednem za drugie są djabelnie uciążliwe i drażniące. To cierpienie...
Domunt zaśmiał się.
— A ty chcesz życia bez cierpienia... cha, cha, cha! Mój drogi! Wleźże lepiej pod niebo po gwiazdy... Gdybyś miljon razy schodził z ziemi i na nią powracał, za każdym razem spotkałbyś się z takim murem, którego niemógłbyś przebić głową, ale nie o to idzie!
— O cóż idzie? — zapytał Roman.
Domunt nie miał czasu na odpowiedź. Na wschodach dały się słyszeć szybkie kroki, Stefan wbiegł do pokoju.
— Kazio! — zawołał — już powiedziano mi na dole, że czekasz tu na mnie! Dobry wieczór, Romanie. Jeszcześmy się z sobą dziś nie widzieli. Niegościnnie to z mojej strony, ale przebacz, miałem zajęcia bardzo pilne.
Zwrócił się do Domunta.
— Wracając z łąki spotkałem ojca i byliśmy razem w Kaźmirówce.
— Ja tam byłem od wczesnego rana, a teraz