znaczą. Jednak, znalazł się przecie konkurent... Wprawdzie «Australczyk». No, skoro jednak innych niema!
Po świeżo skoszonej trawie dziedzińca, w której więdnące girlandy powojów wydawały woń migdałową, szedł szybko, ale ze spuszczoną głową i zsuniętemi brwiami. Niebo stało całe w błękicie i złocie, powoje pachniały, w szemrzących liściach drzew ptaki szczebiotały, jednak dla niego, w błękicie, złocie, woniach i szmerach pogody najpiękniejszej było w tej chwili coś, co kark zginało i czoło marszczyło. Temi samemi drzwiami, co Irena, wszedł do oficyny.
Oryginalnie wyglądała w dwu blaskach, które padały na nią od ognia, płonącego w wielkim piecu i z okna, przysłoniętego z zewnątrz zielonością, napojoną złotem słonecznem. W tej dużej izbie kuchennej, albo czeladnej, znajdowała się spora garść ludzi. Parę kobiet krzątało się około ognia, parę innych, z dziećmi na rękach stało u okna; w głębi kilku mężczyzn jadło przy długim stole. Roman usłyszał w progu słowa, wymówione tonem trochę żartobliwym, trochę upominającym:
— Jeżeli tego same nie zrobicie, jutro rano ja i Bronia przyjdziemy z miotłami i czyściu-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/75/PL_Eliza_Orzeszkowa-Australczyk.djvu/page166-657px-PL_Eliza_Orzeszkowa-Australczyk.djvu.jpg)