Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówił z uniesieniem tak szczerem, że twarz Stefana wypogodziła się i po raz pierwszy ukazał się na niej wyraz przyjazny.
— Ależ nie! — odpowiedział — bądź pod tym względem zupełnie spokojny. Ojciec od dość dawna już spłacił swoje długi. Nie były one zresztą wielkiemi, a przyczyna, dla których je zaciągnął był niegdyś, napełnia mię zawsze dla niego wdzięcznością i szacunkiem wielkim, które mię uszczęśliwiają...
— Dziękuję ci, Stefanie — ze wzruszeniem wyrzekł Roman.
— Co do Darnówki, ta całkowicie należy do nas tak, jak dawniej i jest majątkiem nie dużym, ale i nie małym...
— Więc dlaczegóż? dlaczegóż... taka praca, taki sposób życia?... — nie mogąc opanować się, zapytał Roman.
Stefan uśmiechnął się.
— Dobrze, że niema tu tej swawolnicy Bronki...
— Bo znowu wyjechałby na stół Australczyk. Istotnie: pytam i pytam! Cóż chcesz? Tak długo, tak bardzo byłem oddalony...
— Ja zaś, aby odpowiedzieć na zapytania twoje, musiałbym zaczynać od potopu. Nie jestem