Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kosy na plecach już niema. Czarna, jak heban i lśniąca, jak jedwab, zwiniętą jest teraz z tyłu jej głowy pochylonej, którą, stanąwszy przed dwoma oczekującymi na nią śród drogi mężczyznami, zwolna podnosi. W jednem ręku trzymając kosz, wylewający przez brzegi liście lśniące i pachnące, drugą podała gościowi, i rumieniec oblał jej twarz od brzegu czarnych włosów do opasującego szyję kołnierzyka sukni perkalowej, w błękitne i białe kratki. Przez jedno mgnienie oka Roman widział jej szare źrenice tkwiące w jego twarzy i miał w dłoni rękę, którą wnet cofnęła, poczem znowu ku ogrodowi odeszła.
Stary Darnowski śmiał się.
— Języka w gębie zapomniała dziewczyna, jak Boga kocham, co tu robić, kawalera światowego i dygnitarza takiego zobaczywszy, języka w gębie zapomniała... jak trusia dygnęła i uciekła... A! cóż to dziwnego? My tu nie codzień, co tu robić, nie codzień, takich, jak ty, ludzi widujemy...
— Żartujesz, stryju — odrzekł Roman i po chwili z niejakiem wahaniem dodał:
— Mówiła mi baronowa Lamoni, że Irenka jest zawsze w Darnówce... dziwiłem się...
— Czemuś się dziwił, kotku?