Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z ciała pragnęła i z ptakami tymi w dale nieznane i bezgraniczne ulecieć.
— Czy tak, pomiędzy mogiłami, często przesiadujesz, Naściu?
Spuszczając znowu oczy na robotę, odpowiedziała:
— Często. Teraz przy gospodarstwie roboty mniej niż latem, czasu tedy więcej. A choćby robota jaka i niewykonaną była, to... co tam!
Na piersi jej czuć było ciężar taki, że ledwo mówić mogła, a ostatnie słowa szeptem już wymawiała.
— Więc pomiędzy panem Apolinarym a tobą wszystko na zawsze już skończone?
Ze zdziwieniem spojrzała i nieco wzruszyła ramionami.
— Aboż to pani nie słyszała, że już braciom uwiadomienie przysłał o ślubie swoim z panną Rudnerówną, który odbyć się ma za dwa tygodnie?
Nie słyszałam o tem istotnie, a ona, znowu szyjąc i rękę z igłą to podnosząc, to opuszczając, tym swoim głosem, który ciężko z piersi wychodził, mówiła:
— Wszystko na tym świecie kończy się i przemija... Było, nie było... Cienie różne przesuwają się przed oczyma i znikają. My wszyscy cienie, dni nasze cienie i miłowania nasze też