Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mogę, jeno do gwiazdy wysoko na niebie świecącej, albo do róży, przez osobliwych ogrodników w pałacowym ogrodzie wyhodowanej. Może ja i nie dobrze czynię, że Naści o tem mówię, ale nie powiedziałbym pewno, gdyby Naścia była dla mnie posłuszniejszą i całkowiciej oddaną, ale widząc, że ceny swej nie otrzymuję, muszę już do ostatka odkryć, czegom wart i jaką jest moja przed Naścią zasługa!
Umilkł i ze zburzoną od irytacyi czupryną, nieco zasapany i zaczerwieniony, na stołku usiadł, Anastazya zaś stała przed nim tak zmieniona, tak insza, niżeli zazwyczaj bywała, jakby ją w tej chwili czarnoksiężnik jakiś różdżką swą tknął: Hardo głowę podniosła, w oczach jej błyskawice przelatywały, czoło ogniem zapłynęło, brwi, które miała gęste i złote, zsunęły się i co moment drgały. Jak do ziemi wryta, prosto i nieruchomie stała, a potem drżącym nieco głosem przemówiła:
— Ja od pana Apolinarego nijakiej ofiary nigdy nie domagałam się i teraz nie chcę. Jaką mnie Bóg stworzył, taką jestem i ani obłudnych zmian w sobie zaprowadzać, ani w niewolniki niczyje zapisywać się nie zamierzam. Myślałam, że najlepsze miłowanie to jest, że człowiek przed człowiekiem z duszą otwartą i nic w so-