Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie nie kryjącą, stoi i jeżeli życie za człowieka umiłowanego oddać gotowy, to, co jemu do robienia na świecie przeznaczonem zostało, uczciwie i jawnie robi. Ale kiedy panu Apolinaremu takie miłowanie nie w smak, to ja do inszego zdatności w sobie nie poczuwam. Niechże tedy pan do swojej fabryki powraca i tę gwiazdę, która jest niewynagrodzonym skarbem, z wysokości, na której świeci ona, zdejmuje, we mnie przeszkody nijakiej do tego nie upatrując. Od tej minuty już my dla siebie narzeczonymi nie jesteśmy i ja pana Apolinarego żegnam, podróży szczęśliwej i powodzenia najlepszego we wszystkiem życząc.
Przy ostatnich słowach pierścionek, który przy zaręczynach od niego dostała, z turkusikiem perełkami otoczonym, zdjęła z palca i na stole położyła, poczem ręce u piersi skrzyżowawszy, stała znów, jak w ziemię wryta, z głową hardo podniesioną i oczyma, które z za dwu łez nieruchomych dwoma grotami błyskawic świeciły. Pan Apolinary porwał się ze stołka i zrazu osłupiał od zdziwienia, bo nigdy na myśl mu nie przychodziło, aby ktokolwiek na świecie jego, Apolinarego, mógł wyrzekać się dobrowolnie. Tedy z początku bełkotać począł:
— Zadziwia mię... zadziwia...