Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystkim nam przyjdzie tera podle płota zdychać, gdy jedyna już nadzieja nasza do tej ludożerki na służbę poszła!
— Patrzajcie, jakie to niewiniątko z wejrzenia jest, a za skórą caluteńki faryzeusz siedzi, a serce ma, jak loch ciemny zasklepione...
— Oho! kto mądrym urodzi się, ten i gęsią orać potrafi!
— Szelmom fortuna sprzyja!
— Czy ziela takiego od wiedźmy dostała, że szczęście do siebie pociąga?
Tak wszyscy razem mówili i krzyczeli, coraz więcej do Naści się przybliżając i różnymi ubligami w twarz jej plując. Ona zaś, ze ścisku wydobyć się nie mogąc i może nawet o wydobywaniu się nie myśląc, oniemiała, ogłuszona, z sercem rozdartem tylko co usłyszanemi, ostatniemi słowami na wszystko umiłowanego dziadka, stała z twarzą jak płótno białą, po której, jak dwa sznurki pereł, na nić znizane, biegły, ani na moment nie przerywające się łzy.
Niektórzy z obecnych ku rozszalałym familiom Mruków i Piszczałków sykali: »Cicho! a cichocie! A dość już tego! Grzech śmiertelny!« Insi na trumnę z nieboszczykiem oglądali się niemal trwożliwie, szepcąc, że nie godzi się przy zwłokach tak hałasować, że to nieprzystojne jest i przez Kościół Ś-ty zabronione. Ale nikt