Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Odzież Martki oddaj! czy słyszysz? Czegóż stoisz jak słup w ziemię wryty? Czy ogłuchłaś?
Wtedy Naścia łagodnie, choć i wyraźnym głosem, rzekła:
— Ja wam, stryjenko, tej odzieży nie oddam, bo gdybym to uczyniła, dalibyście ją do noszenia Salce i Marylce, a oneby od niej tej choroby nabrały, jak to raz było już u was, po śmierci Michałka i Rozalki...
Piszczałkowej na te słowa złość aż oddech zatamowała, ale pohamowawszy się nieco, perswadującym niby tonem zaczęła znowu:
— To jakże będzie? Tyle wszystkiego miała! Sukienki, pościółka, przyodziewki ciepłe, czy to wszystko u ciebie ma pozostać?
— Upamiętajcież się, pani Dominikowo! Co wygadujecie i czego żądacie? Toż to wszystko za Naścine pieniądze sprawione było! Ona sama jej wszystko to podarowała! — ozwało się kilka głosów śród kobiet na ganku siedzących i stojących.
— A kiedy podarowała, to niechajże nie odbiera! — wtrąceniem się tem do reszty rozwagi pozbawiona wrzasnęła Piszczałkowa i do Naści obrócona krzyczała dalej: — Czy ty w te szmaty przyoblekać się sama będziesz? Bogaczko ty,