Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pędliwość nieukrócona i zastanowienia nijakiego nie znająca.
Policzki miała od płaczu i alteracyi aż posiniałe, a tak spuchłe, że pomiędzy nimi oczy, jak z dwu wązkich szczelin, ogniem buchały. Czoło jej niedole różne, a teraz żałość po córce takimi ciężkimi pługami zorały, że na przewleczenie najcieńszej niteczki gładkiego miejsca na niem nie było; na czoło to opadały włosy siwiejące i rozczochrane, a usta zsiniałe trzęsły się jako liście, którymi wiatr miota.
Salka, dziewczyna z rysami nieszpetnymi, choć grubymi, nieco już starzejąca się, tak samo jak matka duża i tęga, ile tchu stawało za matką biegnąc, za kaftan ją co moment porywała, w chęci mitygowania może, abo nauczania jakiego, bo wiadome było, że nad rodzicami przewodzić i różne nauki im dawać lubiła, z czego też pomiędzy nimi wynikały kłótnie i krzyki ustawiczne. Tak we dwie pod sam ganek przybiegły, i Piszczałkowa, nie witając się z nikim, zaraz krzykła:
— Po odzież Martki przyszłam! Oddaj odzież tę, co po dziecięciu mojem ostała!
A widząc, że Naścia, z ławki powstawszy, przestraszonemi oczyma na nią patrzy, nic nie odpowiadając, za rękaw kaftana ją targnęła i powtórzyła: