Niejeden, uwiadomiony o tem, kto to przyjechał i po co, pług albo bronę na dalekim zagonie porzucał i przychodził, kobiety zaś prawie wszystkie przybiegły z tem, co która w ręku przy pracy trzymała, tedy z miotłą czy warząchwią, z łopatą do sadzenia w piec chleba służącą, z nożem do oskrobywania kartofli, z nożycami do krajania płótna, czy sukna. I jak zwykle na targowiskach wszelkich bywa, podniosła się tam wrzawa zapytań, żądań, wykrzykników, sprzeczek pomiędzy tymi, którym się jeden i ten sam przedmiot był upodobał. Różne głosy mówiły, wołały:
— »Złoty Ołtarzyk!« O, Jezu! jak ładnie oprawny! Z krzyżykiem złoconym na wierzchu!...
— »Cicha Łza« ze złotnymi brzegami... taka maluśka, zgrabna!
— Za »Naśladowanie Pana Jezusa« ile chcecie?
— Elementarzyki też są! Widzisz Józik, jakie litery piękne. Kupić ci elementarzyk? a?
— A na spodzie co się takiego najduje? Wiersze! To ja sobie, dla pocieszenia serca, o wiersze te upraszam!
— »Kropla wody!« »Ziarnko soli!« »Sad przy chacie!« Ciekawość! ciekawość!
— Mamo! czy mama widzi: »Stara Baśń!» Jak jabym tej książeczki żądała! jakbym żądała!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/112
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.