Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, dziaduńku, nie, nie! Łez ich ja nie chcę na sobie mieć i zadawanie im frasunku, abo męki jakiej, wstrętliwe dla mnie. Niech zdrowi ostają tam, gdzie się już osiedzieli, i oprócz roli, niech im nic odjętem nie zostanie. Nijakich rachunków za lata ubiegłe ty, dziaduńku, od nich nie żądaj i nijakich kłótni z nimi nie zaprowadzaj...
— A psombraty dochody z twojej ziemi przez tyle lat brali...
— Ani pytaj ty ich, dziaduńku, o te dochody, ani z dziedzicznego domu mego ich nie wyganiaj, ani im niczego z gospodarstwa nie odbieraj, tylko mi chatynkę pośród pola mego wybuduj, w której, jeśli z początku i brakować czego będzie, to lepiej obejdę się, zniosę, niżbym im i ich dzieciom cokolwiek do życia wydzierać miała...
Pan Cyryak nachylił się i w czoło ją pocałował.
— Słusznie mówisz — rzekł. — Pan Jezus zabronił krzywd swoich z zawziętością dochodzić. Uczynię, jako żądasz.
Przyrzeczenie takie uczyniwszy, rozkazał jej przy stole usiąść i głośno czytać żywoty świętych, nad którymi go znalazła. Dla niej rozkaz ten był miłym i spełniła go z ochotą. Czytała trochę powoli, ale wyraźnie, poprawnie, ani ją-