siebie bierz i czytaj głośno, bo też i oczy moje odpoczynku zapotrzebowały...
— Na czytanie, dziaduńku — odpowiedziała — ja od młodych lat swoich do ciebie przychodziłam i ty mi dobrodziejstwo to wyświadczyłeś, że dusza moja różnym wysokościom świata tego obcą nie jest. Ale dziś po dobrodziejstwo insze, do łaski i obrony twej, dziaduniu, z prośbą ja przyszłam, a od spełnienia jej całe wybawienie moje zależy.
Przy słowach tych głos jej drżał od łez, które tłumiąc w sobie i o kolana dziadka wsparta, z oczyma błagalnie ku niemu podniesionemi, mówiła dalej:
— Zbuduj ty mnie, dziaduńku, domek pośrodku mego własnego pola, abym ja do niego co prędzej z domu stryja przenieść się mogła i sama jedna w nim zamieszkać. I rolę moją poojcowską odebrać od nich mi dopomóż, abym miała z czego żyć i na czem pracować. Sama ja tego, o swoich tylko siłach, uczynić nie zdołam i po Bogu, od ciebie jednego, dziaduńku, spodziewam się pomocy i obrony!
Znowu całowała go w rękę, na której uczuł te gorące krople, które z oczu jej padały, a że zamiary Mrukostwa sam już przeniknął był i sieci, które oni dokoła sieroty obmotywali, dostrzegł, więc z uśmiechem nieco filuternym rzekł:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/067
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.