Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od tych ludzi, którzy ją za cel obłudy i fałszywości swojej obrali. Zwłaszcza, że Ewka przybiegła do niej dnia pewnego i, na szyi jej uwisłszy, płakała a prosiła: »Nie gub ty mnie, Naściu, i samej sobie kamienia do szyi nie uwięzuj! On ciebie nie miłuje i tylko z nakazania rodzicielskiego miłowanie objawia, a ja, nieszczęśliwa, świata za nim nie widzę i żyć bez niego gorzej mi, aniżeli umrzeć!«
Wieczór był zimowy, śniegiem usłany i zimnymi wiatrami szumiący, kiedy pan Cyryak Tuczyna, w świetlicy szczelnie przed chłodem zamkniętej, sam jeden siedząc i przy świetle lampy przez wielkie okulary książkę czytając, usłyszał otwierające się drzwi od sieni, a obejrzawszy się, ujrzał wchodzącą Naścię. Cicho drzwi otworzyła, cicho za sobą je zamknęła i, szybko świetlicę przebywszy, słowa nie mówiąc, przed panem Cyryakiem uklękła. Od śniegu padającego narzuciła się cała chustką która, gdy zsunęła się jej z głowy, wnet włosy, jak roztopione złoto, rozpłynęły się jej po plecach i po kolanach dziadka, którego rękę gorętszemi niż zwykle usty długo całowała.
— A no — uśmiechając się, rzekł p. Cyryak — czegożeś dziś taka pokorna i zamiast na stołku siadać, przede mną uklękłaś? Kiedyś na czytanie przyszła, to siadaj, książkę przed