Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jedzie do miasta, o opiekuństwo starania czynić, a drugi niechaj przed tym wyrokiem ukorzy się i ustąpi. Tak i kłótnia wszelka ukończoną będzie, i sierota otrzyma opiekuna takiego, jakiego sama zażądała!...
Cudem jakimś w wypowiadaniu wniosku tego jednomyślnie, dwie Tuczynowe zjadały się przecież oczyma.
— Chybaby ślepotę Pan Bóg na nią zesłał, gdyby mego nie obrała!
— Nad sierotą Bóg strażnikiem głównym i nie pozwoli, aby niewinne dziecko samochcąc oddawało się w ręce takiego, jak pan Waleryan, krzywdziciela i zbójcy!
Rzecz była w tem, że obie wierzyły głęboko i mocno w to, iż przez usta dziecka ozwie się niezawodnie sprawiedliwy wyrok Boży, a że sprawiedliwość po stronie jej i jej małżonka leży, każda z nich znowu święcie przekonaną była. Na sąd Boży tedy sprawę zdały i obie z oczyma od złości rozpłomienionemi, od stoczonej walki rozczochrane i w odzieży roztarganej, rzuciły się ku temu kątowi izby, w którym, obu piąstkami z całej siły za spódnicę starej babki się trzymając, stała sześcio- czy może siedmioletnia Naścia. Przez cały czas wrzącej w świetlicy kłótni i bójki, stała ona przy siedzącej na ławie babce i z oczyma szeroko rozwartemi pa-