Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trójkątem partji Stu Czerwonych, które ukazały się pewnego ranka na murach Londynu? Odezwy te zapowiadały zupełne zdemolowanie miasta.
„Jutro rano“, brzmiała odezwa, „dzięki kilku naszym samolotom, które krążyć będą nad miastem Londyn stanie się stosem popiołów“.
„Przeliczyła się“, odezwał się Manfred do trzech mężczyzn, którzy wraz z nim mieszkali chwilowo w Levishamie. Apartament, w którym się znajdowali, umeblowany był z komfortem, a dom był własnoścą Manfreda, który w ciągu ostatnich kilku lat nabył również parę kamienic w Paryżu, Berlinie, Petrogradzie, Madrycie i Wiedniu. Czterej przyjaciele, po uwadze Manfreda siedzieli znowu w milczeniu. Pierwszy przerwał milczenie Courlander.
„Najbardziej mnie niepokoją te samoloty. Co zamierzacie uczynić?“ — zapytał.
Rozmowa toczyła się na kilka godzin przed rozlepieniem odezw, które dostarczył Manfredowi wprost z pod prasy jeden z tajemniczych jego agentów.
Manfred uśmiechnął się.
„Samoloty nie wzbudzają we mnie żadnego lęku“, rzekł, „potrafimy sobie z nimi poradzić dziś jeszcze, a raczej Leon to uskuteczni“.
„Będzie to coś w rodzaju przedstawienia teatralnego“, rzekł Leon.
Książka, którą czytał przed chwilą, spoczywała teraz na jego kolanach; binokle trzymał w palcach. Mówił napół poważnie, napół żartem. Szczupła jego, ascetyczna twarz zdawała się być teraz