Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyzn nie okazał specjalnego zainteresowania owemi wycinkami, bowiem oczy ich zawisły na twarzy nieznajomego.
„Oto jest lista tych, którzy zginęli za sprawiedliwość,“ rzekł Courlander, wygładzając kawałki gazety, „lista ludzi, których prawo ominęło, ludzi którzy byli grabieżcami publicznych funduszów i tych, którzy kupowali sprawiedliwość tak, jak my chleb kupujemy“. Schował papiery zpowrotem do teczki.
„Prosiłem Boga, abym mógł kiedyś poznać panów“.
„Czyżby?“ powtórzył Manfred.
„Pragnąłem być razem z wami, pragnąłem być jednym z was, być narzędziem w rękach waszych i jednocześnie...“ zawahał się przez chwilę, poczem dodał z namaszczeniem: „dzielić z wami życie i śmierć, która na was czyha.“
Manfred pokiwał potakująco głową, poczem zwrócił się do jednego ze swych dwóch towarzyszów:
„I cóż ty na to, Gonsalez?“ zapytał.
Leon Gonsalez uchodził za wyśmienitego psychologa, i przez cały czas patetycznej przemowy nieznajomego młodzieńca, obserwował go dokładnie.
„Entuzjasta i marzyciel,“ odparł spokojnie; „z jednej strony jest to zaletą a z drugiej — wadą, lecz...“
„Co lecz?“ zapytał Courlander niespokojnie.
„Ten entuzjazm pański jest niedobry,“ brzmiała odpowiedź.
„To wszystko kwestja przyzwyczajenia i wyszkolenia,“ odparł tamten nieśmiało. „Przebywałem