Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

, że obowiązkiem moim jest powiedzieć panu o tem, ponieważ, zda je się, zbyt dużo buduje pan na projekcie ucieczki z celi. Obecnie ucieczka jest zupełną niemożliwością“.
„Tak“, odparł Manfred w roztargnieniu, „może pan ma rację. Powiedział pan jednak, że znaleziono plany na piśmie“?
„Tak, cała sprawa była opracowana niezwykle dokładnie“; Falmoth pomyślał w tej chwili, że powiedział już dość dużo i przeszedł na inny temat. „Czy nie uważa pan, że dobrze byłoby, aby poradził się pan swego adwokata“?
„Myślę, że ma pan słuszność“, rzekł Manfred. „Czy zechce pan wybrać mi jakiegoś odpowiedniego obrońcę“?
„Oczywiście“, rzekł Falmoth, „widzę, że zamierza się pan bronić“.
„O, nie można tego nazwać obroną“, zawołał Manfred wesoło; „należałoby jednak zastosować się do pańskiej woli“.

ROZDZIAŁ XX.
NA SALI SĄDOWEJ.

Byli ludzie uprzywilejowani, którzy po długich, usiłowaniach otrzymali karty wstępu na salę sądową. Tacy ludzie byli przeważnie przyjaciółmi głośnych reporterów, wielkich aktorów, lub też sławnych literatów. O szczęśliwcach tych doniosły wieczorowe gazety, a zwykli śmiertelnicy zazdrościli im, że mogli być obecni na procesie, który był