Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na chata.... wybudowana tak samotnie pośród gór...
„Czy pan jest dyskretny, senor“? zapytał Gonsalez ze spokojem.
„Jak grób“, odparł budowniczy. „Żaden z robotników nie wie, dla kogo ten dom wybudowany został“.
„A zatrudniał pan tylko robotników z Avilli“?
„Oczywiście, stosownie do poleceń Waszej Ekscelencji, aczkolwiek moi robotnicy byliby tańsi“.
„A zatem“, rzekł Gonsalez przyciszonym głosem, „dobrze będzie, gdy zaufam panu, senor don Emanuel, — „mam zamiar użyć tego budynku do takich samych celów, do jakich pan użył owej maleńkiej chatki w Sierras. Zapomniał pan może? Przypuszczam, że zna pan drogę, która prowadzi przez góry od Tarify“?
Do tej chwili słowa Gonsaleza nie wywarły na gościu żadnego wrażenia, dopiero przy ostatnich słowach skoczył z fotelu, wydając stłumiony jęk i patrzał z przerażeniem na człowieka, który o nim tak wiele wiedział.
„Ja — ja — ja“, wyjąkał.
Gonsalez machnął ręką obojętnie.
„Nie żądam, aby pan opowiadał o swej młodości; zresztą — żaden człowiek nie pozna w obecnym don Emanuel de Silva dawnego... jakże tam brzmiało pańskie żydowskie imię“...?
„Dość już“, zawołał budowniczy. „Daj mi pan pieniądze i pozwól mi pan odejść“.
Gonsalez podał paczkę banknotów stojącemu