Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gonsalez siedział przy biurku, zajęty pisaniem. Na wąskiej Calle de Recoltos tramwaje elektryczne posuwały się po błyszczących szynach, ostrzegając przechodniów głośnem dzwonieniem. Madryt o tej porze zdawał się być miastem wymarłem, bowiem pracę wszelką skończono, a dzięki wielkiemu upałowi większa część mieszkańców skryła się do chłodnych mieszkań.
W obszernym pokoju Gonsalez siedział sam, a na stole przed nim piętrzyły się stosy papierów i książek, do których zaglądał od czasu do czasu. Tuż obok spoczywały jakieś ogromne plany i mapy orjentacyjne.
Gonsalez pisał szybko na małym bloczku, a z pod pióra jego wychodziły całe kolumny tajemniczych cyfr, które po napisaniu systematycznie przeliczał.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Gonsalez wstał i bezszelestnie otworzył drzwi.
„Czy senor może przyjąć do Emanuela de Silva“?
Senor skinął łaskawie głową. Uśmiechnął się na samą myśl, że don Emauel był przecież znanym w Madrycie budowniczym, aczkolwiek otyła jego powierzchowność nie zdradzała absolutnie zdolności, o których tyle mówiono w mieście.
Zamienili konwencjonalne słowa powitania i Gonsalez podsunął gościowi krzesło.
„Chciałem poinformować Waszą Ekscelencję, rzekł don Emanuel uniżenie, „że polecenie zostało wypełnione“.
Gonsalez skinął głową z zadowoleniem.