Strona:PL Edgar Wallace - Gabinet 13.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ I

Nad ponurym portalem kamiennym widniały wyrzeźbione słowa:

PARCERE SUBJECTIS.

W dni chłodne Johnny Gray tłumaczył napis ten żargonem swych towarzyszów jako: „Klatka na ptaszki“. W każdym razie tłumaczenie „Oszczędzać zwyciężonych“ nie miało zupełnie sensu, gdyż nie był on ani zwyciężony, ani oszczędzany.
Codziennie on i Lal Morgon, wprzężeni w ciężką taczkę ręczną, pchali swe brzemię pod stromy stok, codziennie patrzeli roztargnionym wzrokiem, jak rudobrody wartownik wkładał klucz do potężnego, błyszczącego zamka i otwierał bramę. Potem mały pochód z ubrojonym dozorcą z przodu i uzbrojonym dozorcą z tyłu przechodził, i wrota zamykały się znowu.
O czwartej wracał znów pod bramę więzienną i czekał, aż taczki zostaną wpuszczone.
Znali każdy budynek aż do obrzydzenia. Nędzne „sale“, wysmarowane smołą przeciw burzom okolic Dartmoor, niskie biuro, gazownia, wielka jak szopa pralnia, stara piekarnia, dziedziniec brukowany asfaltem, brzydka choć wystrojona kaplica, długie, wyszorowane ławki z podwyższonemi siedzeniami dla dozorców... i cmentarz, gdzie szczęśliwie wyzwoleni „dożywotni“ wypoczywali po trudach żywota.