Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opłat, ściąganych zupełnie dowolnie, bez żadnych podstaw sprawiedliwości i prawa, wyduszanych przez uzbrojone oddziały, na których rzecz szły pieniądze skarbowe, i które ściągały je niby kontrybucję wojenną. Z pieniędzy tych nic prawie nie dochodziło do kas państwowych, rozkradano część sum po drodze; topniały one w każdej dłoni łupieżczej, przez którą przechodziły. Do wszystkich tych klęsk dołączyła się jeszcze klęska głodu. Bezmyślna tyranja praw unieruchomiała handel, nie dopuszczała do sprzedawania ziarna z wolnej ręki, powodowała co dziesięć lat straszliwe lata głodu po okresach zbyt wielkich skwarów lub zbyt długotrwałej słoty, wydających się istną karą bożą. Burza, wzdymająca fale rzeczne, susza wiosenna, najlżejsza chmurka, najdrobniejszy promyk zagrażający zbiorom, zwiewały z oblicza ziemi miljony istnień ludzkich. Wynikiem ich były okrutne klęski chorób i głodu, nagły wzrost cen na wszystko, nieprawdopodobna nędza, zniewalająca ludzi do gryzienia trawy przydrożnej, niby bydlęta napędzane na pastwisko. Nieuchronnie też po latach wojny i głodu wybuchały epidemje, dobijając tych, których oszczędził miecz i brak środków żywności. Nieustannie odradzająca się zgnilizna ciemnoty i niechlujstwa, cholera i dżuma, owa Czarna Śmierć, której olbrzymi kościotrup panował wszechwładnie w wiekach minionych, ścinała kosą swoją smutny, znękany lud wiejski.
Kiedy wreszcie miara jego cierpień przepełniała się, Kuba Poczciwiec podnosił bunt. Miał poza sobą wieki strachu i korzenia się, plecy jego zahartowane były na razy, a serce tak zdławione uciskiem, że nie odczuwało własnego poniżenia. Można było długo okładać go nahajami, morzyć głodem, okradać z wszystkiego, nie wyprowadzając go przytem z równowagi, pełnej rezygnacji, z ogłupienia, w którem tonął cały zamęt życia i które nie pozwalało mu zda-