Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/628

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi nie zabroni, a już napewno nie taka podła świnia jak ty.
Obaj popychali się wzajem i wnet znaleźli się przed sąsiadującemi z sobą ich terenami, kilkoma łokciami ziemi, w której obaj spocząć mieli kiedyś.
— Ach, ty, przeklęty podlecu, nic cię to nie obchodzi, że kości nasze próchnieć tu będą kiedyś, jak gdybyśmy byli parą najlepszych przyjaciół? Mnie zatruwa ta myśl całą krew... Całe życie zjadaliśmy się po to, żeby pogodzić się po śmierci, jeden leżący spokojniutko obok drugiego?!... O, nie, nie! żadnej zgody! nigdy!
— Mnie tam wszystko jedno! Mam cię gdzieś, i nic mnie nie obchodzi, że będziesz gnił obok mnie.
Ten szczyt pogardy rozjuszył Lengaigne’a. Bełkocząc z wściekłości, rzucił przeciwnikowi, że gdyby miał wyciągnąć kopyta po nim, przyjdzie w nocy wykopać kości Macquerona. Ten znów odparł, śmiejąc się szyderczo, że chciałby to widzieć, ale w tym momencie kobiety wmieszały się w spór. Celina, chuda i czarna, rozwścieczona, napadła na męża.
— Nie masz racji, mówiłam ci to!... Jak ty masz serce znieść coś podobnego?... Jeżeli będziesz się upierał, zostaniesz sam w swojej jamie. Ja będę leżała gdzieindziej, nie chcę, żeby ta gnida zarażała mnie.
I ruchem podbródka wskazywała na Florę, apatyczną i stękającą, nie dającą mimo to pluć sobie w kaszę.
— No, to jeszcze pytanie, która z nas zarażałaby drugą... Nie żołądkuj się, moja kochana. Nie mam wcale ochoty, żeby twoje padło zatruwało moje.
Stara Bécu i matka Frymatowa musiały wtrącić się i rozdzielić obie.
— Ależ — uspokójcie się! — powtarzała pierwsza z nich — zgadzacie się przecież na jedno, skoro