Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/626

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kawie jedynie śledząc perypetje, związane z śmiercią, spotykającą innych.
Ksiądz mamrotał ostatni werset psalmu:
Et ipse redimet Israel ex omnibus iniquitatibus ejus.
Wyjął kropidło z kadzielnicy, otrząsnął je nad trumną, i, podnosząc głos, pożegnał zwłoki:
Requiescat in pace.
Amen! — odpowiedzieli dwaj chórzyści.
Trumna została spuszczona do dołu. Grabarz przymocował sznury; dwóch ludzi starczyło, nie ważyła więcej, niż gdyby mieściła ciało małego dziecka. Potem obeszli wszyscy trumnę dookoła, znów kropidło przeszło z rąk do rąk i każdy pokropił ją na krzyż po nad otwartą mogiłą.
Jan, który zbliżył się teraz, otrzymał je z ręki pana Karola. Zapuścił wzrok w samo dno grobu, oczy jego olśnione były jeszcze ogarnianiem przez dłuższą chwilę bezkresnej Beaucji i siewców, rzucających w ziemię przyszły plon z jednego krańca równiny po drugi, aż po mgliste opary na widnokręgu, w którego głębi tonęły ich sylwetki. Mimo to olśnienie rozróżnił w ziemi zarys trumny, wydającej się jeszcze mniejszą wskutek wąskiego jej sosnowego wieka koloru źrałego zboża. Ciężkie grudy ziemi spadły na nią, pokrywając ją do połowy. Widział już tylko bladą plamę, jak gdyby garść tego samego ziarna, które towarzysze rzucali tam w rychłe bruzdy, potrząsnął kropidłem i oddał je z kolei Hjacyntowi.
— Księże proboszczu, księże proboszcu! — szepnął Delhomme.
Spieszył za księdzem Godardem, który, po skończonej ceremonji, umykał wściekłym swoim krokiem, zapominając o obu małych chórzystach.
— Co tam znowu? — zapytał.
— Chciałbym podziękować księdzu proboszczowi za jego dobroć... Zatem w niedzielę każemy