Przejdź do zawartości

Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/621

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go kosztować utratę parafji! A kiedy dowiedział się, że idzie o odprowadzenie zwłok, aż zachłysnął się z wściekłości. — A, te pogańskie dusze! gotowe to umyślnie przenosić się do wieczności! — Ale mylą się, jeżeli myślą, że w ten sposób zmuszą go do ustąpienia! Otóż nie! pójdą do grobu sami, napewno nie on pomoże im dostać się do nieba! — Delhomme przeczekał spokojnie, aż minie pierwszy wybuch. Potem, zaczął przekładać księdzu, że psom tylko odmawia się wody święconej, nieboszczyk nie może zostać na rękach rodziny; wreszcie, przekonywać go zaczął powoływaniem się na racje osobiste: zmarły jest jego teściem, teściem mera Rognes. — No, namyśli się ksiądz proboszcz, pogrzeb ma być nazajutrz o dziesiątej. — Nie! nie! nie! — Ksiądz Godard pomstował, aż się zadyszał i Delhomme, nie tracąc nadziei, że ksiądz rozmyśli się jednak przez noc, musiał pożegnać się z nim, nie zdoławszy zmiękczyć jego oporu.
— Mówię, że nie! — rzucił mu jeszcze raz ksiądz, stojąc na progu swojego mieszkania. Nie każcie dzwonić... Nie! po tysiąc razy nie!
Nazajutrz wydał mer staremu Bécu rozkaz dzwonienia o dziesiątej. Zobaczymy. U Kozłów wszystko było gotowe, ciało złożone zostało do trumny jeszcze dnia poprzedniego, pod wprawnym kierunkiem Starszej. Izba była już uszorowana, nie było już żadnych śladów pożaru, prócz ojca, spoczywającego wśród czterech desek. Dzwon rozkołysał się już na dobre, kiedy rodzina, zebrana przed domem w oczekiwaniu na wyprowadzenie zwłok, dostrzegła zdaleka księdza Godarda, spieszącego tą drogą, która wiodła mimo domu Macquerona. Tak był zdyszany szybkim biegiem, tak czerwony i rozwścieczony, że trzymał trójgraniasty kapelusz w ręku z obawy aby mu krew nie uderzyła do głowy. Nie patrząc na nikogo, wpadł do kościoła i wnet ukazał się znów, już w komży, poprzedzony przez dwóch małych chłopców z chóru,