Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/573

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dym i porządnie głupim. Armata rozczulił się nawet, pamiętny swojej misji organizowania przyszłego raju na ziemi. Opierając podbródek na obu rękach, zaczął bardzo głośno robić swoje uwagi.
— Wojna!... O, do cholery! czas już, żebyśmy byli panami!... Znacie mój plan? Skończyło się ze służbą wojskową, z podatkami! Każdy musi mieć dość, aby zadowolnić swoje potrzeby za cenę możliwie najmniejszej pracy... Zobaczycie, że przyjdzie to; zbliża się dzień, w którym zatrzymacie wasze pieniądze i wasze dzieci, jeżeli pójdziecie z nami!
Hjacynt wyraził swoją zgodę, kiedy Lequeu, nie panując już nad sobą, wybuchnął:
— Tak, tak, przeklęty błaźnie! Znamy ten wasz raj na ziemi, ten wasz sposób zmuszania ludzi, żeby byli szczęśliwi wbrew ich woli! Dobra blaga! Czy to możliwe u nas? Czy nie zanadto przegnili jesteśmy na to? Trzebaby chyba było, żeby jakie dzikusy przyszły naprzód zrobić z nami porządek! Kozacy, czy Chińczycy!
Tym razem zdziwienie było tak wielkie, że zapadła odrazu wielka cisza. — Co?! zdecydował się przemówić ten skryty fałszywiec, ten zgniłek, nie wyjawiający nigdy przed nikim swoich poglądów w obawie przed władzą, ilekroć szło o to, żeby pokazać, że się jest mężczyzną! Wszyscy słuchali go, zaniepokojeni; Kozioł zwłaszcza, oczekujący, co powie, jak gdyby mogło to mieć istotny związek ze sprawą. Dym fajczany rozproszył się przez otwarte okno, przez które wlewała się miękka wilgotność nocy. Zdala czuło się wielką, czarną ciszę uśpionej wsi. A w izbie oberży nauczyciel szkolny, w którym wezbrała gorycz, powściągana przez dziesięć lat pod grozą ściągnięcia na siebie niezadowolenia przełożonych, drwił już teraz z nich, rozwścieczony klęską, zagrażającą całej jego egzystencji i znajdował ulgę w wyrzuceniu z siebie raz wreszcie dławiącej go nienawiści.
— Cóż to, zdaje się wam, jakoby ludzie tutejsi