Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/559

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stronę, aby się dowiedzieć, czy jest testament. Zmieszany wypowiedzianem kłamstwem, oświadczył, że zamierzał schować właśnie papier z obawy, aby nie niepokojono Franusi. Zdawała się pochwalać jego postępowanie; była, jak i przedtem, po stronie Kozłów, a nadewszystko przewidywała różne potworności, o ile okażą się oni spadkobiercami. Usiadłszy znów przy stole, zabrała się do odwiecznej swojej roboty na drutach, dodając głośno:
— Już co się mnie tyczy, napewno nie ukrzywdzę nikogo... Mój testament oddawna w porządku... O, każdy dostał swoją część; uważałabym, że nieuczciwie postępuję, gdybym wyróżnić miała kogokolwiek... I o was pamiętałam, moje dzieci... Przyjdzie, przyjdzie kiedyś ten dzień!
Powtarzała to nieustannie członkom rodziny, powtórzyła więc i teraz, z przyzwyczajenia, przy śmiertelnem łożu Franusi. Za każdym razem łechtał ją mile śmiech, ukryty w głębi duszy na myśl o sławnym tym testamencie, który doprowadzić miał ich wszystkich do wzajemnego pożarcia się po jej śmierci. Każde zastrzeżenie, jakie w nim zamieściła, obmyślone było przez nią w przewidywaniu możliwości związanego z nim procesu.
— O, gdyby można było zabrać z sobą swoje mienie! — zakończyła. — Skoro go się jednak nie zabiera, trzeba, żeby skorzystali z niego inni.
Matka Frimat z kolei usiadła po drugiej stronie stołu, naprzeciwko Starszej. I ona także robiła swoją pończochę na drutach. W ten sposób mijały godziny popołudniowe; obie stare kobiety gawędziły spokojnie, podczas kiedy Jan, nie mogąc usiedzieć na miejscu, chodził po izbie, wychodził i wracał w naprężonem oczekiwaniu. Doktór orzekł, że nic nie można było zrobić i nic się nie robiło.
Frimatowa wyraziła nasampierw żal, że nie posłano po ojca Sourdeau, nastawiacza członków z Ba-