Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/558

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie nic zostawić ludziom, którzy zrobili ci tyle złego.
Powieki Franusi lekko drgnęły, co świadczyło, że musiała słyszeć. Odmawia zatem? Poruszyło go to do głębi; nie rozumiał, co mogło nią powodować. Ona sama być może nie umiałaby powiedzieć, dlaczego udaje w ten sposób martwą, zanim jeszcze zagwożdżą ją wśród czterech desek. Ziemia, dom, nie należały do tego człowieka, który przeszedł przez jej życie przypadkiem, jako chwilowy przechodzień. Nie była mu winna nic, dziecko odchodziło wraz z nią, Z jakiej racji miałoby mienie wyjść z rodziny? Uparcie zakorzeniony pogląd z lat dziecięcych na sprawiedliwość protestował w niej i teraz jeszcze: to moje, a to twoje! rozstańmy się, żegnaj! Tak, to były owe rzeczy, i inne jeszcze, bardziej mętne; siostra jej, Liza, ginęła gdzieś w dali. Kozioł tylko pozostawał w jej pamięci, kochany pomimo zadawanych jej przez niego razów, upragniony, rozgrzeszony.
Namiętne przywiązanie do ziemi udzieliło się jednak i Janowi także, weszło mu w krew, zatruwało go, podrażniało. Uniósł nieco żonę na poduszkach, usiłował posadzić ją i włożyć jej pióro między palce.
— Pomyśl tylko, czy to możliwe?... Jakto, miałażbyś kochać ich więcej niż mnie?... Tych łajdaków?
Teraz Franusia otworzyła nareszcie powieki, ale spojrzenie, które zwróciła ku niemu, wstrząsnęło nim do głębi. Wiedziała, że umiera; na dnie jej wielkich, rozszerzonych oczu widniała bezdenna z tego powodu rozpacz. Dlaczego ją dręczy? Nie może, nie chce tego zrobić. Z krtani jej wydarł się głuchy krzyk bólu. Potem opadła znów na posłanie, powieki jej przymknęły się, głowa, wtłoczona w poduszki, znieruchomiała.
Jan doznał tak bezgranicznego zgnębienia, zdjął go taki wstyd, iż mógł okazać się do tego stopnia brutalnym, że z papierem stemplowym w ręku siedział wciąż jeszcze na krześle, kiedy powróciła Starsza. Zrozumiała wszystko odrazu, wzięła go też na