Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I to było wszystko. Wystarczyła jedna sekunda; stała się rzecz nie do naprawienia. Liza osłupiała na widok tak nagłego urzeczywistnienia się jej pragnień, bezmyślnie wpatrywała się w rozdartą suknię siostry, barwiącą się strugą buchającej z niej krwi. Czyżby żelazo dotarło aż do płodu, że tyle jej płynie? Z po za stogu wyjrzała znów blada twarz Fouana. Widział wszystko, jego mętne oczy zamigotały.
Franusia nie poruszyła się i Kozioł, który zbliżył się do niej, nie miał odwagi jej dotknąć. Powiał prąd zimnego wiatru, mrożąc go do kości i jeżąc mu włos na głowie w nagłym dreszczu przerażenia.
— Umarła!... Uciekajmy, do wszystkich diabłów!
Porwał Lizę za rękę i oboje popędzili, jakby ich kto gnał po opustoszałej drodze. Niskie, ponure niebo zdawało się zwisać tuż nad ich głowami; tentent ich galopu rozlegał się, jak gdyby pędził szwadron cały, puszczony za niemi w pogoń. Biegli wyciągniętym kłusem poprzez nagą, bezludną równinę; jego bluza wzdymała się jak balon na wietrze, ona, z rozwianym włosem, z czepkiem w ręce, oboje, powtarzający te same wyrazy, pomrukujący jak tropione zwierzęta:
— Umarła, do wszystkich djabłów!... Umarła, do wszystkich djabłów!...
Krok ich w pędzie coraz bardziej się wydłużał; nie wymawiali już słów, z gardzieli ich tylko wydostawały się nieartykułowane, bezwiedne dźwięki, wtórzące ich ucieczce, rzężenie, w którem domyślać się można było wciąż jeszcze tego samego:
— Umarła!.. Do wszystkich djabłów!... Umarła! Do wszystkich djabłów!... Umarła!...
Znikli.
W kilka minut później, kiedy Jan wrócił oklep na koniu, rozpacz jego była straszna.
— Co się stało? Co się stało, na miłosierdzie boże?!..
Franusia rozwarła tylko powieki, ale nie poru-