Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/550

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzielenia się z kimkolwiek ojcowizną? Ale nienawidziła jej także za jej młodość, świeżość, za jej ponętność.
— Łżesz! — krzyczała Franusia. — Sama wiesz najlepiej, że łżesz!
— A, tak, łżę! Może to nie ty sama latałaś za nim do piwnicy, z umysłu lazłaś mu wciąż na oczy!
— Tak!.. Ja!.. ja!.. i przed chwilą też ja?!.. Krowo jedna, sama mnie przecież trzymałaś! Tak, o mały włos nie przetrąciłaś mi nogi! Nic tego doprawdy nie rozumiem! Żeby takie robić świństwa!... Chyba, że chciałaś mnie zabić? Ty, szelmo niegodziwa! łajdaczko!
Liza odpowiedziała na to policzkiem, wyciętym siostrze z całego rozmachu. Brutalność ta doprowadziła do wściekłości Franusię, która rzuciła się gwałtownie na siostrę. Kozioł, z rękami zasuniętemi w kieszenie spodni, zaśmiewał się, ani myśląc się wtrącić, zadowolony i dumny z roli koguta, o którego kury toczą zawzięty bój. Walka zawrzała na dobre, zacietrzewiona, nikczemna, ze zrywaniem sobie czepków z głów, ze skakaniem sobie do ślepiów, z zapuszczaniem w siebie wzajem drapieżnych palców gdzie się dało, byle uśmiercić przeciwniczkę. Obie w tem szamotaniu się pospychały się znów wzajem na lucernik. Nagle Liza aż zawyła z bólu, bo Franusia zapuściła jej szpony w mięśnie karku. Krew zalała jej mózg, i już do jednego tylko dążyła, jedno tylko wyraźne, dojmujące przeszywało ją pragnienie — zabicia siostry. Na lewo od niej zauważyła kosę, która upadła rękojeścią wpoprzek krzewu ostów, a ostrzem do góry. Nagłym ruchem błyskawicznym pchnęła i przewróciła Frankę w tę stronę całą siłą swoich pięści. Nieszczęśliwa młoda kobieta, zachwiawszy się, zawirowała i upadła nalewo, z rozdzierającym duszę krzykiem. Kosa werznęła jej się we wnętrzności.
— Do wszystkich djabłów! Do wszystkich djabłów! — wymamrotał Kozioł.