Przejdź do zawartości

Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/538

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ziarno na zasiew leżało tutaj właśnie, pod ścianą, usypane całą górką, którą podtrzymywały deski. Jan poszedł za młodą kobietą, nieco zmieszany tem sam na sam z nią w głębi zatraconego tego kąta. Żeby dodać sobie animuszu, zaczął odrazu zachwycać się ziarnem, piękną odmianą szkockiej pszenicy.
— O, jakie wielkie ziarno!
Ale ona zagruchała po swojemu i rychło sprowadziła go na interesujący ją temat.
— Żona twoja jest ciężarna, prawda?... Musicie używać ile wlezie, co?... Powiedz, przyjemnie ci z nią? Tak samo, jak było ze mną?
Zaczerwienił się, co ją zabawiło; zachwycona była, że w dalszym ciągu bliskość jej działała tak na niego. Po chwili jednak zasępiła się, jak gdyby nagle myśl jakaś niemiła przeszła jej przez głowę.
— Wiesz, miałam dużo frasunku. Szczęśliwie, wszystko dobrze się dla mnie skończyło. Lepiej jeszcze wyszłam na tem.
Rzeczywiście, pewnego dnia spadł nagle, jak deszcz z nieba, kapitan Leo, syn Hourdequine’a, do Borderie, gdzie noga jego nie postała od lat już. Od pierwszego dnia zaraz, przyjechawszy, ażeby rozejrzeć się w sytuacji, zrozumiał, jak rzeczy stoją, przekonał się bowiem, że Jakóbka zajmuje pokój jego matki. Zlękła się w pierwszej chwili, jej ambicją bowiem było, żeby Hourdequin ożenił się z nią i żeby przepisał na nią folwark. Chcąc zapobiec temu, dał się kapitan skusić na odegranie starej, farsowej sztuczki: uwolnienia ojca od utrzymanki, pozwalając mu przychwycić się na stosunku z nią. Była to gra nad miarę już przejrzysta. Jakóbka udała nieprzystępną cnotę, zaczęła krzyczeć, dostała napadu histerycznego płaczu i oświadczyła Hourdequine’owi, że opuści momentalnie dom, w którym nie umieją jej uszanować. Między obydwoma mężczyznami wybuchła straszliwa scena, syn usiłował otworzyć oczy ojcu, co do reszty popsuło sprawę. W dwie godziny potem odje-