Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie! nie! idź żebrać o przytułek u tych, co cię obdarli ze wszystkiego. Odemnie nic ci się nie należy. Rodzina zarzuciłaby mi jeszcze, że mięszam się nie do swoich spraw... Kpię sobie zresztą z tego, ale nie daruję ci nigdy, żeś rozdał swoje mienie!..
I, wyprostowana, wyciągając zwiędłą swoją szyję i wpijając w brata okrągłe swoje oczy drapieżnego ptaka, zatrzasnęła mu gwałtownie drzwi przed nosem, rzuciwszy mu po raz ostatni:
— Zasłużyłeś sobie na to. Zdychaj na ulicy!
Fouan pozostał na dworze, zdrętwiały, nieporuszony wobec tych drzwi nielitościwych, gdy za jego plecami deszcz nie przestawał zlewać na ziemię jednostajnych swoich potoków. Odwrócił się wreszcie i pogrążył ponownie w atramentowo-czarny mrok nocy, w której tonęły lodowate strugi lejące się zwolna z upustów niebieskich.
Dokąd szedł? Utonęło to dla niego nazawsze w morzu niepamięci. Stopy jego ślizgały się w kałużach, ręce obmacywały wszystko dokoła, aby ustrzec starcze ciało od obijania się o mury i drzewa. Nie myślał już o niczem, nie orjentował się w tym zakątku wsi, którego każdy kamień był mu znany; teraz, cała ta okolica była dla niego obcem, dalekiem, straszliwem jakiemś miejscem, w którem czuł się zatracony, niezdolny do kierowania własnemi krokami. Skręcił na lewo, ale, w obawie wybojów, cofnął się znów na prawo i stanął, drżąc ze strachu, czując się zagrożony ze wszystkich stron. Natrafiwszy na płot jakiś, szedł wzdłuż niego aż do furtki, która otworzyła się przed nim, Ale zaraz za furtką ziemia rozstąpiła się przed nim, wpadł wgłąb dołu. Dobrze mu tu było, deszcz nie przedostawał się do dna jamy, dającej ciepły przytułek. Nagle pochrząkiwanie czyjeś ostrzegło starego, że dzieli jamę z wieprzkiem, który, w przekonaniu, że rzucono mu nową porcję jadła, wtykał mu już ryj swój pod żebra. Zawiązała się między niemi walka, starzec zbyt jednak słaby,