Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżano się powoli do Rognes. Kozioł i Fouan usiłowali zmusić Hjacynta do zaprzestania nieprzystojnej zabawy. On wszakże ani chciał słuchać, utrzymując z uporem pijanicy, że ksiądz proboszcz nie powinien się tem czuć urażony.
— Cóż do licha! Mówię wam przecie, że nie robię tego na popis, tylko żeby sobie ulżyć, dla własnej przyjemności!
W następnym tygodniu Kozłowie zaprosili wszystkich do siebie na pokosztowanie wina. Państwo Karolostwo, Fouan i Hjacynt oraz cztery czy pięć innych jeszcze osób mieli przyjść o siódmej, aby spożyć wieczerzę, złożoną z potrawki baraniej, orzechów i sera. W ciągu dnia Kozioł ściągnął do baryłek swoje wino. Miał tego sześć sztuk, napełnionych w piwnicy za pomocą specjalnej, długiej, zakończonej kurkiem i podziurkowanej rury. Sąsiedzi dali się wyprzedzić przez niego, jeden, będący wciąż jeszcze w trakcie zbierania, tłoczył od samego rana, cały nagi; inny uzbrojony w drąg, pilnował fermentowania, z czapką naciśniętą na oczy wpośród bulgotania moszczu winnego; trzeci, który posiadał tłocznię, wyciskał wytłoczyny i wyrzucał je na śmietnisko swojego podwórza, gdzie aż parowały kłębami w górę. To samo odbywało się w każdym domu, i ze wszystkiego tego, z ponad z rozpalonych kadzi, z ociekających tłoczni, z przepełnionych po brzegi beczek, z ponad całego Rognes wreszcie unosił się opar winny, dusza wina, której mocny zapach wystarczyłby sam przez się do upojenia wszystkich.
Dnia tego Fouan w chwili opuszczania Zamku dziwnego doznał przeczucia niejako, pod którego wpływem zabrał z kotła z grochowinami swoje papiery procentowe i tytuły własności. Lepiej na wszelki wyparek mieć je przy sobie, wydało mu się bowiem, że Hjacynt i Flądra szczególnie jakoś odwracają oczy w górę i patrzą w powietrze. Wszyscy