Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, to już ostateczna klapa! — rzucił z przekonaniem słuchający ich rozmowy Hjacynt.
Przestali jednak rozmawiać na widok zbliżających się do nich pani Karolowej z Elodją i Kozłem. Teraz już wszyscy troje wspominać zaczęli zmarłą. Młoda dziewczyna mówiła, jak bardzo smuci ją to zwłaszcza, że nie mogła uściskać raz jeszcze przed śmiercią biednej swojej mateczki. W końcu dodała ze zwykłą swoją naiwną minką:
— Nieszczęście przyszło jednak tak nagle podobno i tak wszyscy byli zapracowani w cukierni...
— Tak, z powodu chrzcin — pospieszyła dodać pani Karolowa z wymownem mrugnięciem oczu zwróconem do reszty towarzystwa.
Nikt zresztą nie uśmiechnął się, wszyscy potakiwali z współczuciem głowami. Elodja, spuściwszy oczy na noszony na palcu pierścionek, pocałowała go, płacząc.
— To wszystko, co mi po niej dano... Babunia zdjęła go jej z palca i włożyła na mój... Mama nosiła tę obrączkę dwadzieścia lat, ja zachowam ją na całe życie.
Była to stara złota obrączka, pospolitej, grubej roboty klejnot, tak znoszony, że prawie całkowicie zatarły się na nim wyryte dla ozdoby linijki i kreseczki. Czuć było, że ręka, na której tak się ona zużyła, nie cofała się przed żadną robotą, zawsze czynna, czy szło o zmywanie naczyń, czy o prześciełanie łóżek, czyszczenie, froterowanie, zamiatanie, zaglądanie ze ścierką i szczotką w każdy kąt. Tyle mówiła ta obrączka, starło się z niej złoto przy tylu zajęciach i sprawach że mężczyźni wpatrywali się w nią uporczywie z rozdętemi zaciekawieniem nozdrzami, bez słowa komentarza.
— Jak ją tak znosisz i zużyjesz, jak twoja matka, będziesz miała zupełne prawo odpocząć — rzekł pan Karol głosem zdławionym przez wzruszenie. — Gdyby obrączka ta mogła przemówić, nauczyłaby