Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej już więcej, traktując ją jako towarzyszkę, z którą łączyła go wspólność interesów.
Teraz już za każdym razem, kiedy Franusia biegła na spotkanie Jana w jakimś kąciku za murem, powtarzała się stale jedna i ta sama rozmowa. Dziewczyna rozpinała gwałtownym ruchem stanik, albo podnosiła spódnicę.
— Patrzaj, ten bydlak znów mnie uszczypnął!...
Jan stwierdzał sińce, przyjmował to jednak chłodno do wiadomości i tylko bardziej jeszcze zacinał się w swojem postanowieniu.
— Zapłacą oni za wszystko!.. musisz pokazać sińce sąsiadkom!... Pamiętaj tylko, nie oddawaj się mu. Sprawiedliwość będzie po naszej stronie, jak będziemy mieli za sobą prawo.
— A siostra moja jeszcze pomaga mu — wiesz? Wczoraj naprzykład, kiedy rzucił się na mnie, czy to nie uciekła, zamiast chlusnąć mu na łeb kubeł zimnej wody?
— Zobaczysz, że źle ona skończy z tym łajdakiem... Bardzo to dla nas dobrze. Jak mu nie dasz przystępu, nic ci nie będzie mógł zrobić... To pewne. Co nas reszta obchodzi?.. Trzymajmy się tylko razem, a będzie po nim.
Mimo że ojciec Fcuan unikał mieszania się do wszystkich tych kłótni, musiał z konieczności brać w nich udział. O ile milczał, zmuszali go do wypowiadania swojego zdania; czasem udawało mu się wymknąć, po powrocie wszakże zastawał cały dom wzburzony, a widok jego podniecał na nowo rozjątrzenie. Do tego czasu nie cierpiał prawdziwie, fizycznie; wraz jednak z kłótniami rozpoczęły się i dla niego wszelakiego rodzaju drobne przykrości: wydzielanie mu chleba, pozbawienie go możności dogadzania sobie. Przestano go opychać jadłem, jak w pierwszych czasach; przy każdej zbyt grubo odkrajanej kromce chleba spotykały go ostre słowna. — „To ci ma spust!.... Im mniej kto pracuje, tem więcej ma czasu żreć!...“ A kie-