Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wciąż jeszcze robić w polu. Musiał jednak sam Kozioł przyjść po rozum do głowy, że lepiej nie zaczynać z sądami.
— Miałeś zatem Franusię?
— Tak, jeden raz.
Owczarz pomyślał chwilę, poważny, skupiony, i w końcu wypowiedział się:
— Musisz pójść rzec o tem ojcu Fouanowi. Może właśnie dlatego ci ją da.
Jan zdziwił się, bowiem nie przyszła mu wcale do głowy rzecz taka naturalna. Jak tylko skończył ustawianie nowej owczej zagrody, wrócił na folwark, zdecydowany odrazu pójść tegoż jeszcze wieczora do starego Fouana. Soulas patrzył przez chwilę na odchodzącego za pustym wozem, poczem zajął zwykłe swoje miejsce na straży owiec, chudy, prosty, wyciągnięty jak struna, odcinający się siwą smugą na płaskiej linji równiny. Mały owczarek ułożył się pomiędzy dwoma psami w cieniu przenośnej budy. Wiatr przycichł nagle, burza minęła okolicę, przeszła widać bokiem ku wschodowi; skwar był wciąż jeszcze ogromny, słońce jarzyło się na błękitnem niebie bez jednej chmurki.
Wieczorem Jan, uporawszy się z robotą o godzinę wcześniej niż zwykle, poszedł do Delhomme’ów, żeby pogadać przed wieczerzą jeszcze ze starym Fouanem. Schodząc na dół po zboczu wzgórza, ujrzał oboje Delhomme‘ów, zajętych pracą na winnicy, gdzie odsłaniali winogronowe kiście, ukryte wśród gąszczu listowia, wyrywając je, aby nie tamowało przystępu promieniom słońca. Deszcze spadły obficie przy końcu ostatniej kwadry księżyca, wino dojrzewało jakoś kiepsko, trzeba więc było wykorzystać ostatnie ciepłe dni lata. Widząc, że starego niema z niemi, przyspieszył Jan kroku, wolał bowiem rozmówić się z nim w cztery oczy. Dom Delhomme’ów położony był na drugim końcu Rognes, za mostem; stanowił on już cały folwark, rozszerzony ostatnio dobudowaniem śpi-