Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ziemi ciachnął go biczyskiem po nogach. Na szczęście jednak, cios nie był dość celny, rozwścieczony nim Jan zerwał się i zamachnął cepem z podwojoną bólem mocą. Uniesiony w górę cep opisał szeroki krąg i upadł na prawo, gdy tamten spodziewał się ciosu na lewo. O kilka cali dalej, a mózg byłby mu wytrysnął z czaszki. Ale nie, cep musnął tylko Kozła po uchu i spadł z całą siłą na jego ramię, miażdżąc je w jednej chwili. Kość trzasła jak stłuczona szklanka.
— A! zbrodniarz! — ryknął Kozioł — zabił mnie!
Jan z błędnym jeszcze wzrokiem i oczami nabiegłemi krwią wypuścił z rąk straszliwy swój oręż. Potem spojrzał po wszystkich, jak gdyby nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, co zaszło w ciągu ostatnich kilku chwil i zawrócił, kulejąc, z gestem wściekłej rozpaczy.
Skręciwszy za róg domu, ku równinie, ujrzał Flądrę, która z poza ogrodowego płotu śledziła ciekawie przebieg walki. Przyszła podglądać, jak się będzie odbywała chrzcinowa feta, na którą ani ojciec, ani ona, nie zostali zaproszeni. Śmiała się do rozpuku, rozbawiona tem, czego była świadkiem. Toż to ojciec się ucieszy, jak mu opowie o ładnej tej uroczystości familijnej i o przetrąconej łapie jego brata!
— Zdrowo zdzieliliście go, Kapralu! — zawołała. — Gnat chrupnął mu tylko!... Takie to było śmieszne!...
Nie odpowiedział, zwolnił tylko kroku, zgnębiony, złamany. Flądra gwizdnęła na swoje gęsi, które sprowadziła, ażeby, pod pozorem zaganiania ich, móc podsłuchiwać pod płotem, i poszła za Janem. On, machinalnie, wracał do parowej młockarni, której warkot wciąż jeszcze rozlegał się pomimo zapadającego dnia. Myślał z rozpaczą, że wszystko na