Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmęczenia. Jedno tylko uczucie wypełniało ją, tkwiło nieodstępnie w jej ciele, dotykalne nieomal, kłujące: napaść na nią mężczyzny, tam, na skraju pola, jego gorące dłonie, których uścisk czuła jeszcze na udach, prześladujący ją wciąż jeszcze zapach jego ciała, bliskość samca, na którą czekała, walcząc z powściąganą tajemnie żądzą. Zamknęła oczy, dusiła się.
Jan zamilkł także. Na widok dziewczyny, rozciągniętej na słomie, nie broniącej się, krew zawrzała w jego żyłach. Nie przygotował z umysłu tego spotkania, walczył z sobą, czując wciąż, że nie powinien nadużywać niedoświadczenia młodego dziecka. Ale głośne walenie w nim serca odurzyło go; pragnął jej od tak dawna! pokusa posiadania jej doprowadziła go do szału, jak w noce, w które dręczyły go wizje gorączkowe. Położył się obok niej, zadawalniając się zrazu ujęciem jej za rękę, potem za obie ręce, które ściskać zaczął, omal ich nie miażdżąc, nie śmiąc jednak przycisnąć do nich ust. Nie odciągała mu ich, otworzyła błędne jeszcze oczy, podniosła ociężałe powieki i spojrzała na niego bez uśmiechu, ale i bez zawstydzenia; twarz wydłużyła jej się nerwowo. I właśnie to nieme jej spojrzenie, nieomal bolesne, zbudziło w nim odrazu brutalną gwałtowność samca. Rzucił się na nią i schwycił pod spódniczką za uda, jak tamten.
— Nie, nie — szeptała — proszę cię... nie... to świństwo...
Nie broniła się jednak. Jeden tylko wydała krótki okrzyk bólu. Zdawało jej się, że ziemia pod nią ucieka i, w tem nagłem zawirowaniu wszystkiego w jej głowie, nie zdawała sobie już sprawy, czy to Jan, czy też wrócił tamten, dusząc ją w tym samym brutalnym uścisku samczym, z tą samą gwałtownością i żądzą, tchnąc tym samym ostrym zapachem mężczyzny, parującym z ciała, uznojonego pracą w palących promie-