Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ją raz jeszcze, drobniuchną, jak rumianek polny, z tą swoją szczupłą, drobną figurką i białą plamą czepeczka. Trzy razy tak zrzędu malała mu coraz bardziej, a kiedy po raz czwarty poszukał jej oczami, zniknąć znać już musiała za węgłem kościoła.
Wybiła druga godzina; niebo wciąż jeszcze było szare, głuche i mroźne, jak gdyby źdźbła sypkiego popiołu przyćmiły sobą słońce na długi szereg miesięcy, aż do nowej wiosny. Na tle posępnego krajobrazu jaśniejsza nieco smuga rozświetlała chmury od strony Orleanu, jak gdyby zdala gdzieś w tamtym kierunku, o mile całe, jaśniało słońce. Na świetlanej tej smudze odcinała się wyraźnie wieżyczka kościoła w Rognes, gdy wioska sama zapadła niedostrzeżenie w zagłębienie doliny Aigry. Ku Chartres natomiast, w kierunku północnym, płaska linja widnokręgu zarysowała się wyraźnie, niby kresa atramentowa, przecinająca tuszowy rysunek, pomiędzy ziemistą jednobarwnością kopuły nieba i rozciągniętym w nieobjętą dal obszarem Beaucji. Po śniadaniu zastęp siewców zdawał się być znacznie zwiększony. Teraz już każdy odcinek zaoranego gruntu miał swojego! Zewsząd mijali się oni i mnożyli, niby rój czarnych, skrzętnych mrówek, ożywionych dokonywaniem wielkiego dzieła, przewyższającego ich siły, olbrzymiego w zestawieniu z własną ich małością. Wszędzie, nawet w niknących wdali postaciach siewców, dostrzec można było wciąż ten sam uparty, miarowy gest, ustawiczny, nieznużony gest owadów, toczących zawzięty bój z nieobjętym obszarem ziemi, odnoszących wkońcu zwycięstwo nad przestrzenią i życiem.
Aż do zapadnięcia nocy obsiewał Jan zaorane zagony. Jedno pole po drugiem. Szedł wgórę i wracał, krocząc wielkiemi, rytmicznemi krokami wzdłuż zaoranej brózdy, — opróżniając sakwę z ziarna, które, wślad za jego krokami, padało w rychłą ziemię i zapładniało ją nowem życiem.