Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest wpośród opustoszałego również placu, na którym cienie dewotek snują się w dni powszednie. Sam odczuł bolesny smętek wielkiego upadku i ruiny, wszedłszy do kościoła pewnej niedzieli podczas nieszpór; szczękało się zębami z zimna, ciemno było z powodu malowanych okien, tak, że dopiero, oswoiwszy się z mrokiem, mógł rozeznać dwa szeregi uczennic zamkniętych pensjonatów. Dziewczątka gubiły się w tym obszarze, niby garstka mrówek; ich cienkie, piskliwe głosiki, jakiemi śpiewały pieśń pobożną, zamierały pod wysokim stropem. O! doprawdy! serce się ściskało, że ludzie uciekają tak od kościołów, aby zapełniać winiarnie i szynki!...
Jakóbka, zdziwiona, wpatrywała się w niego w dalszym ciągu z uśmiechem. Wreszcie szepnęła:
— Ale... nie o to chodzi. A kobietki w Chartres?... Wesołe kobietki? Jakże tam? Powiedz pan.
Zrozumiał, spoważniał jeszcze bardziej, zaczął się jednak wywnętrzać, porwany ogólnem odurzeniem oparami wina. Ona, cała różowa, drgająca tysiącem drobnych uśmieszków, przyciskała się do niego, jak gdyby chcąc przeniknąć tajemnicę cowieczornego pędu szeregów mężczyzn. Nie było to wszakże to, o czem myślała. Opowiadał jej o ciężkiej pracy, z tem związanej, bowiem, pod wpływem wina, stawał się bardziej melancholijny i ojcowski. Potem jednak ożywił się, kiedy mu powiedziała, że kiedyś zabawił ją, w przejściu przez Chateaudun, na rogu ulicy Davignon i ulicy Loiseau, widok małego, mocno podrujnowanego domku z zamkniętemi, nawpół przegniłemi żaluzjami. Z tyłu, w zapuszczonym, źle utrzymywanym ogródku wielka kula szklana odbijała fasadę domu; dokoła szczytowego otworu, zamienionego na gołębnik, fruwały gołębie, gruchając w promieniach słońca. Owego dnia gromadka dzieci bawiła się na schodkach, prowadzących do wejścia, słychać też było z za muru sąsiadujących koszar kawaleryjskich od-