Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/600

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już nie mówiąc, rzuciła się na lektykę, odchyliwszy firanki drżącemi rękami. Tragarze którzy go przynieśli, czekali, by go znowu ponieść, gdy nadejdzie doktór. Nie śmiano dotknąć Robineau, który odzyskał już przytomność. Doznawał on okrutnych cierpień za najmniejszem poruszeniem. Skoro ujrzał żunę, dwie duże łzy spłynęły mu po licach. Ściskała go z płaczem, bystro wlepiając weń wzrok. Na ulicy tłum się nie zmniejszał, twarze z błyszczącemi oczami skupiały się jak na widowisku; robotnice wyrwawszy się z warsztatów, o mało co nie wysadziły szklannych drzwi, aby lepiej widzieć. Dla uniknienia tej gorączki ciekawości i uważając to zresztą za właściwsze, by sklep był zamkniętym, Dyoniza opuściła metalowe sztory. Sama obróciła korbę, kółka wydały żałośliwy zgrzyt, blacha powoli się spuszczała, jak ciężka kortyna, spadająca na zakończenie piątego aktu. Zamknąwszy małe drzwiczki za sobą, weszła napowrót do magazynu, gdzie spostrzegła panią Robineau, tulącą ciągle w ramionach męża swego, przy słabem światełku wpadającem przez dwie gwiazdy wycięte w okiennicach. Zrujnowany sklep zdawał się zapadać w nicość, tylko owe gwiazdy błyszczały nad tą katastrofą nagłą i brutalną, z bruku paryzkiego. Nakoniec pani Robineau odzyskała mowę:
— O mój drogi!... mój drogi... mój najdroższy!...
Tylko na te słowa zdobyć się mogła; on zaś łkając, wyspowiadał się, dręczony wyrzutami su-