Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/590

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

usunęli się w głąb salki, zapominając zapalić gaz, chociaż ten zimowy dzień był zupełnie ciemny. We dwoje już tylko siedzieli naprzeciwko siebie, w tym domu opustoszonym zwolna przez ruinę i śmierć córki. Potem ostatniem nieszczęściu zwłaszcza, takie cienie tam zaległy, że zdawało się, iż muszą już rozeprzeć stare belki, zmurszałe od wilgoci. Odurzony swą niedolą, stryj chodził ciągle dokoła stołu krokiem pogrzebowym, ślepy na wszystko i niemy. Żona jego także milcząca padła na krzesło, z tak bladą twarzą, jak gdyby skutkiem odniesionej rany, kroplę po kropli, wszystką krew traciła. Nie zapłakali nawet gdy Pépé całował serdecznie ich zimne lica. Dyoniza dusiła się od płaczu.
Tego wieczora właśnie Mouret wezwał ją do siebie, aby się rozmówić o kostiumie dziecinnym, nawpół szkockim i żuawskim, który chciał w modę wprowadzić. Przeniknięta do głębi litością, odurzona tyloma nieszczęściami, nie mogła się powstrzymać, by nie przemówić najpierwej za Bourrasem, tym biedakiem powalonym już na ziemię, któremu chciano ostatni cios jeszcze zadać. Ale na wzmiankę o nim, Mouret uniósł się: stary ten maniak, jak go nazywał, sam zatruwa sobie życie i psuje mu tryumf idyotycznem upieraniem się przy swoim domu, tej lichej lepiance, której rudera brudzi Bonheur des Dames, pozostając jedyną piędzią ziemi, wymykającą się z pod jego zaborów. Sprawa ta zaczynała go dręczyć jak