Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/589

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszystkie twarze tych kupców, bezkrwiste skutkiem przesiadywania w głębi niezdrowych sklepów, przybierały pozór zbolałej brzydoty, pod niebem barwy błota. Skoro trumna spuszczała się zwolna, pobladły ceglaste lica, spuściły się anemicznie ściśnięte nosy, powieki pożółkłe od rozlanej żółci i pomarszczone od ślęczenia nad cyframi, odwróciły się od grobu.
— Wszyscy powinniśmy się zagrzebać w tym dole — rzekł Bourras do Dyonizy stojącej obok niego. — Z tą małą, całą dzielnicę grzebią... O, wiem ja co mówię; stary handel może się przyłączyć do tych róż białych, które tam wraz z nią wrzucają.
Dyoniza odwiozła stryja i brata żałobnym powozem. Cały ten dzień był dla niej strasznie przykry. Najprzód zaczynała ją niepokoić bladość Jana i miarkując, że się znów wplątał w jakąś awanturę z kobietą, chciała mu zamknąć usta, otwierając sakiewkę; ale potrząsał głową i odmawiał: tym razem nie było to na żarty; chodziło o siostrzenicę bardzo bogatego pasztetnika, która nie przyjmowała nawet bukiecika fiołków. Następnie, gdy się udała popołudniu do pani Gras po Pépé, oznajmiła ona, że to już za duży zeń chłopiec, żeby go u siebie nadal trzymała. Był to nowy kłopot, gdyż wypadało szukać szkoły i może oddalić dziecko od siebie. Nakoniec skoro zaprowadziła go do stryja, żeby go uściskał, serce jej zamarło na widok ponurej boleści, panującej w Vieil-Elbeuf. Sklep był zamknięty, stryjostwo