Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/531

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ona zaś wciąż powtarzała „nie” i zawsze „nie”. To „nie” brzmiało mu we wszystkich oddziałach, w galeryach sprzedaży, w salach, w magazynach. Wędrował od jedwabi do sukna, od białych towarów do koronek; wstępował na piętra; zatrzymywał się na wiszących mostach, przedłużał swój przegląd ze ścisłością maniacką i bolesną. Składy jego rozrosły się bez miary; stwarzał coraz inne oddziały, rządził tą nową posiadłością, rozszerzał swoje przemysłowe państwo, aż do ostatecznych krańców, lecz ciągle, niezmiernie, słyszał: „nie”, tylko „nie”. Obecny jego personel mógłby zaludnić całe miasteczko: miał tysiąc pięćset subiektów, tysiąc innych różnego rodzaju oficyalistów, z których czterdziestu inspektorów i siedemdziesięciu kasyerów; w samej kuchni zajętych było trzydziestu dwóch ludzi; liczono piętnastu komisantów przy publikacyach, trzystu pięćdziesięciu chłopców sklepowych, noszących liberyę, dwudziestu czterech ludzi ze straży ogniowej, mieszkających wewnątrz magazynów. W stajniach iście królewskich, przy ulicy Monsigny, naprzeciw magazynów, znajdowało się sto czterdzieści pięć koni i mnóstwo świetnych zaprzęgów, znanych już całemu miastu. Z czterech wozów, które z początku rozwoziły towary, gdy się sklep mieścił na rogu placu Gaillon, powoli urosła liczba sześćdziesięciu dwóch: nie licząc ręcznych wózków, wozów w jednego konia i ciężkich w parę koni. Nieustannie przebiegały one Paryż, kierowane wzorowo przez stangretów w czarnej libe-