Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kryzysie wydatkowania. Nie mogła się ztamtąd oderwać; śmiertelnie zmęczoną, utrzymywały tak mocne więzy, że ciągle wracała zkąd wyszła bez potrzeby, gnana tylko nienasyconą ciekawością. Była to chwila, w której tłum podżegany reklamą, kończył swoje wysiłki. Sześćdziesiąt tysięcy zapłacone za ogłoszenia w dziennikach, dziesięć tysięcy za afisze rozlepione po murach, dwakroć sto tysięcy za katalogi, rzucone pomiędzy publicznością, wypróżniwszy sakiewki, pozostawiały jeszcze tym nerwom kobiecym dreszcze upojenia. — Były one ciągle pod silnym wpływem wszystkich wynalazków Moureta, jako to: obniżania cen bez końca, zwrotów, grzeczności przesadzonych, skutkiem których słabe ich ciała upadają. Pani Marty opóźniała się pomiędzy stołami propozycyi, pośród ochrypniętych nawoływań subiektów, wśród brzęku złota w kasach i przewożenia pakietów, zsuwających się do suteren. Raz jeszcze przechodziła przdez arterowe sale białych towarów, jedwabi, rękawiczek i wełny; potem wróciła, upajając się drganiem metalicznem wschodów, mostów wiszących. Znowu powróciła do konfekcyi, bielizny, koronek, oparła się aż o drugie piętro najwyżej, w składach pościeli i mebli; a wszędzie subiekci: Hutin, Favier, Mignot, Liénard, Deloche, Paulina i Dyoniza, z odrętwiałemi nogami, czynili ostatnie wysilenia i wyzyskiwali ostatnią gorączkę klientek. Ta gorączka od rana powoli wzrastała, zarówno jak i upajająca woń, jaką wy-