Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zdawało się jej bowiem, że wypada sprawić im przyjemność.
— Zawsze się na tem kończy, rzekł przeżuwając powoli Colomban, który dotąd nie wymówił ani słowa.
Genowefa rzuciwszy na niego długie spojrzenie, dodała:
— Trzeba się tylko porozumieć, a potem idzie to samo przez się.
Ich miłość wzrosła w tym sklepie starego Paryża. Była to niejako piwniczna roślina. Od dziesięciu lat znała jego jednego, dnie całe spędzała przy nim, po za postawami sukna, wśród ciemności sklepowych; rano i wieczór, oboje znajdowali się tuż obok siebie: przy stole w ciasnej jadalni, gdzie chłodno było jak w studni. Nawet na wsi pod cieniem drzew nie mogli by tak być ukryci i samotni. Chyba tylko zwątpienie, obawa zazdrośna, mogły to odkryć dziewczynie, iż się oddała całkiem i na zawsze, pośród tej zdradliwej ciemności, jedynie z powodu pustki w sercu i głowie.
Dyonizie wydawało się, iż spostrzega jakiś rosnący niepokój w wejrzeniu Genowefy na Colomban’a, powiedziała więc uprzejmie:
— Pomiędzy kochającymi się, porozumienie zawsze jest łatwe.
Baudu doglądał stołu z powagą. Rozdzielił cienkie plasterki sera i dla uczczenia krewnych, zażądał drugich wet, to jest słoika konfitur po-