Strona:PL E Zola Magazyn nowości.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ległym chodniku, nie mając odwagi oświadczenia się i to wolnej dziewczynie, mieszkającej na ulicy Louis le Grand, którą mógł co wieczór zaczepić, zanim odeszła z codzień nowym kochankiem. Sama Klara nie wiedziała nawet o tej nowej swej zdobyczy, odkrycie to napełniło Dyonizę bolesnem uczuciem, miałażby miłość być czemś tak głupiem? Jakto, chłopiec mający pod ręką szczęście, psułby sobie życie, wielbiąc awanturnicę jak świętość! Od tego dnia serce się jej ściskało, gdy widziała po za zielonkawą szybą Vieil Elbeuf, blady i znużony profil Genowefy.
Wieczorami Dyoniza zamyślała się także, patrząc na panny odchodzące ze swymi kochankami. Te co sypiały w Magazynie Nowości, w pokoikach pod strychem, wracały o jedenastej, chyba że której udzielono pozwolenie do teatru; te znikały bowiem do jutra i przynosiły z sobą do oddziału jakieś nieznane i odurzające wonie, trącące miastem. Młoda dziewczyna musiała nieraz odpowiadać uśmiechem na przyjazne skinienie głowy, witającej ją Pauliny, którą codziennie oczekiwał Bauge na rogu fontanny Gaillon, od godziny wpół do dziewiątej. Wyszedłszy ostatnia, używała chwilowej i zawsze samotnej przechadzki i pierwsza wracała do domu, żeby pracować lub położyć się spać, z głową przepełnioną marzeniami i ciekawością o nieznanem jej życiu. Nie zazdrościła tym pannom; szczęśliwą była ze swej samotności i pustyni, w jakich zamykała się przez lękliwość, jak-