Przejdź do zawartości

Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przelana w polskie pałasze
I serca, świadectwo wyda.
A jak tu się teraz wznosi
Zmartwychwstańców piramida,        720
I to ciało łzami rosi,
O życiu świadcząc płakaniem:
Tak my... (głosy moje wieszcze!)
Wszyscy, wszyscy zmartwychwstaniem!
Wszelki duch! i ten co jeszcze        725
Nie pomyślał o hańbie narodu...
Teraz idę z tego grodu,
A serce mam tak ruszone:
Źe ci oddam dzieci żonę
I po tym buncie wojskowym        730
Na dwa dni wytchnąć pozwolę.

(Do jednego z moskali.)

Gdzie jest ów parobek w smole.
Strażnik mojego rumaka.

MOSKAL.

Na koniu gdzieś purpurowym
Widzieliśmy tego ptaka        735
Jak kruk, odlatywał gdzieś z łupem,
A nie wiemy czy z chorągwią, czy z trupem,
Bo to co za nim leciało
Było jak ogień i ciało.

KAZIMIERZ PUŁAWSKI.

Ten lud widzę, cały chory,        740
Wszędy gdzie oczyma skinie
Widzi ogień i upiory:
A ja wszędy w téj krainie
Widzę jednę wielką bliznę,
Jednę moją cierpiącą Ojczyznę!        745

KONIEC.