Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I śmiem spojrzeć ku Panu ogniście,
I zawołać Nań o sprawiedliwość.
Oto naród mój jak zwiędłe liście!
Oto zdrady i serc niegodziwość!
Oto pierwsza niewoli godzina        650
Co się przez wiek ciągnąć będzie!
Oto harfa płaczu ta mieścina!
Oto gołe kościoła krawędzie
Przez które już kozom skakać
I róść trawie na dawnych mogiłach! —       655
Panie Boże nie pozwól mi płakać!
Ducha mego utrzymaj przy siłach;
Nie bierz mię w niebieską sferę
Krzyczącego miserere,
Łamiącego dłoń na głowie. —        660
Kto mię słucha Ojczyźnie niech powie
Że sztandar zatknąwszy w Barze
Ległem sam na tym sztandarze,
Broniąc go duchem i ciałem,
A przy śmierci sam jeden zostałem,        665
Kto tu śmierci jest mojéj przytomny
Niech widzi jak ręka Boża
Biorąc jeden duch ogromny,
Podnosi całe stworzenie;
Nawet trupy ściąga z łoża,        670
I przez trumien odemknienie
Pomiędzy ludzkiemi duchy,
O zrzucającym łańcuchy
Zaświadcza pośród śmiertelnych,
Kto żyw — niech słucha weselnych        675
Harf co grają różnym tonem;
Kto duch — niech duchowi memu,
Jak xiężycowi złotemu,
Będzie blaskiem i ogonem,
Bo ja ojczyzny być muszę        680
Duchem stróżem i patronem;
I wyżéj porywać dusze,
A żadnéj ziemią nie skalać;
Ale wszystkie pozapalać
Na nowe wieki i czyny:        685