Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do ruskiego wojownika.
Nu... niech on xiędza nie tyka
Bo straci całe obozy,
Piorun mi spadnie na ramie.        855

(rwąc na sobie powrozy.)

Bo tak — jak ja, rwę powrozy!
Tak ja mu wojsko połamię
Spalę lud jak błyskawica!

MOSKALE.

Czarownica! Czarownica!

JUDYTA.

Nu — ja wolna przed grabieżą        860
I przed ogniem i przed katem.
Jeśli tam xiędza uderza
Jednym tylko, jednym drutem:
Tak wy padli z całym światem!
Tak krew wasza jednym łutem        865
Nie zaważy przed krwią Judy!...
Nu tam! patrzcie! oto cudy!
Oto w pożarach wychodzi
Xiądz męczony!

BRANECKI.

Co to znaczy?
Kto nam tu stracha przywodzi?        870
To xiądz... tysiąc sto kartaczy!
Widmo po pas obnażone
Z katowskiéj wychodzi chaty.
A za nim wleką się katy,
Niby dwa słońca czerwone,        875
Niby dwa czerwone duchy
Zgięci jak żebracy na kulach;
I biją sie po koszulach. —
A koszule markietanów
Od czarnéj smagalnej pluchy        880
Są jak skrzydła i szatanów,
Oczy przenikają zgrozą,
Powietrze całe czerwienią...